Odchodzę, bo kocham. O paradoksach życia i miłości

Czy można odejść… z miłości? Okazuje się, że tak. A czasem nawet trzeba. Choć brzmi to jak paradoks, czasem nasza nieobecność jest potrzeba tej drugiej osobie. Bywa też, że odchodzimy z szacunku do samych siebie. Bo nie akceptujemy tego jak jest. Ponieważ druga strona nie podejmuje żadnych wysiłków, by było lepiej. Bo czasem tak po prostu jest rozsądniej.

I że Cię nie opuszczę

W naszej kulturze wysoko cenione są takie wartości jak lojalność i oddanie. „I że Cię nie opuszczę aż do śmierci” – tak brzmi zresztą fragment przysięgi małżeńskiej. To właśnie na niego często powoływały się kobiety, żony alkoholików, które przychodziły do mnie do gabinetu. Tolerowały nieobecność mężów, ich nadużycia, a czasem nawet przemoc. Mówiły, że alkoholizm to choroba, a one obiecywały towarzyszyć „i w zdrowiu i w chorobie”. Na ogół jednak nie pamiętały, że mąż ślubował im miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Alkoholik może skorzystać z leczenia, ale nie zawsze się na to decyduje. Udanie się na terapię oznacza wzięcie odpowiedzialności za swoje czyny, a także troskę o najbliższych, którzy doświadczają wielu trudnych momentów. Trwanie w nałogu jest wyborem, który niestety z miłością nie ma wiele wspólnego.

Nie chodzi o umniejszanie wartości przysięgi małżeńskiej. Jest coś pięknego w tym, że dwoje ludzi decyduje się być razem do końca swoich dni. Trwanie jednak w relacjach, które są toksyczne i bolesne, a jednocześnie nie dają perspektywy na zmiany, to już ślepy romantyzm. Problem jest także  w tym, że często trudno nam jest przyjąć do wiadomości, że nasz wpływ na drugą osobę jest ograniczony. Jeśli nie chce, nie zmusimy jej do leczenia. Jeśli nie widzi problemu, prawdopodobnie nie zmienimy jej zdania. Jeśli stosuje przemoc, nie zrezygnuje z niej z dnia na dzień, tak po prostu.

Miłość i bezsilność

Miłość i bezsilność mogą iść w parze. Często jednak o tym zapominamy. Wydaje nam się, że siła naszych uczuć może drugą osobę uzdrowić. Faktycznie, udzielanie wsparcia i bliskość może być dla wielu ludzi czynnikiem leczącym. Ale potrzeba jeszcze, by zraniona osoba podejmowała trud zmian.

Zdarza się więc, że działamy w dobrej wierze, ale skutek jest odwrotny. Jako przykład znów można podać partnerkę alkoholika. Widzi ona pijanego męża, który zasnął na podwórku. Stara się więc go przenieść do domu, aby spał w bardziej komfortowych warunkach. Partner nie ma więc okazji, by zmierzyć się z konsekwencją swojego nałogu. Mało tego, nasza obecność i pomocna dłoń mogą być czynnikiem wpierającym uzależnienie.

Niestety, bywamy bezsilni. Nasze dobre chęci i uczucia nie zawsze wystarczą. Są takie momenty, kiedy musimy zadbać o samych siebie. Swoje granice i komfort. Ale odchodząc, możemy dać drugiej osobie sygnał. Zdarza się, że dotykając dna, człowiek uświadamia sobie problem i zaczyna wdrażać w swoje życie zmiany. Widzi, co stracił. To może być dla niego ostatnia szansa.

Odchodzę, bo kocham

Mówiąc o odejściach, myślimy na ogół o relacjach damsko-męskich. Ale można zrezygnować także z pewnych relacji rodzinnych, zawodowych i przyjacielskich. Możemy tą drugą osobę cenić, bardzo lubić, a nawet kochać. Z drugiej strony czujemy się bezsilni wobec jej wyborów czy zachowań. Mimo naszych wysiłków, życzliwej postawy, pomocy, druga osoba wciąż może tkwić w błędnym kole swoich decyzji, w którym już nie chcemy razem z nią się kręcić. Nasze odejście jest manifestacją niezgody na tego typu zachowanie. Motywem odejścia może być właśnie miłość, która nie może wspierać czy zgadzać się na różnego rodzaju patologie.

Bywa więc, że opuszczamy partnera, który bardzo cierpi, a jednocześnie pozostaje w roli ofiary i odmawia leczenia. Możemy odwrócić się od członka rodziny, który cały czas sięga po kieliszek, mimo, że otrzymał wsparcie i zachętę do szukania pomocy. Zostawiamy w spokoju osobę, która ciągle odrzuca naszą wyciągniętą dłoń. Po prostu dostrzegamy, że ta osoba podjęła już decyzję. I wiemy, że jesteśmy wobec tego bezsilni.

Rozstania są bolesne

Decyzja o odejściu jest zawsze bolesna. Możemy obawiać się samotności albo czuć ciężar odpowiedzialności za bliską nam osobę. Możemy mieć poczucie straty albo złości, że dany człowiek nie docenił naszych starań bądź sam ich nie podjął. Możemy wreszcie odczuwać ulgę. W relacjach między ludźmi bardzo ważne jest wzajemne zrozumienie, wsparcie i szacunek. Bywa jednak, że zatracamy proporcje. Bierzemy na siebie odpowiedzialność za drugą osobę, dajmy wiele od siebie, niewiele otrzymując w zamian, zapominamy, co to znaczy szacunek do samego siebie.

Życie nie jest czarno-białe. Relacje między ludźmi nie są zerojedynkowe. Miłość to nie zawsze bliskość i bezwarunkowa akceptacja. Czasem możemy martwić się o kogoś, współczuć mu, dobrze życzyć. A jednocześnie dostrzegać, że ta osoba nie jest gotowa na pewne decyzje lub nie chce się zmienić. Najtrudniej jest to chyba przyjąć do wiadomości. Potem można zaakceptować fakt rozstania i wejść w fazę żałoby. Z czasem jednak z ciemności zaczynają wyłaniać się nowe ścieżki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.